Gdy przed Świętami opowiadałem wszystkim, że tuż po Nowym Roku mam zamiar wyjechać w polskie góry na narty, wszyscy podśmiechiwali się jedynie pod nosem, bo myśleli, że zamiast na śniegu jeździł będę na błocie i trawie. Cóż, pogoda z połowy grudnia nie sugerowała ośnieżonych stoków i dobrych warunków do zjazdów, ale ja miałem nadzieję, że to się jeszcze zmieni.

Chyba wybłagałem sobie pogodę, bo nagle, tuż po Świętach Bożego Narodzenia zaczęło sypać z nieba pięknym puchem, a ja już wiedziałem, że urlop będzie udany. Bez wyrzutów sumienia podpisałem wniosek urlopowy, przekazałem instrukcje osobie zastępującej mnie tymczasowo na stanowisku specjalisty ds. zaopatrzenia Stalowa Wola i 2 stycznia wyjechałem na cztery dni w polskie Tatry.

Pogoda była wspaniała i miałem wrażenie, że wszyscy znajomi z pracy na pewno mi jej zazdroszczą. W końcu to ja szusowałem po ośnieżonych stokach, a oni siedzieli w biurze i wpatrywali się w monitory komputerów. Cztery dni na stoku minęły mi nie wiem kiedy. Wydawało mi się, że dopiero co przyjechałem, a już trzeba było wyjeżdżać. Na stokach spędzałem całe dnie. Dużą zaletą było, że wynająłem sobie kwaterę nieopodal stoku, dlatego mogłem w ciągu dnia zrobić sobie przerwę na obiad i regenerację sił, a wieczorem znów iść na stok.

Na wyjeździe byłem razem z paroma przyjaciółmi i im również bardzo podobał się nasz zimowy wypad. Liczymy, że w tym roku uda nam się jeszcze gdzieś wyskoczyć. Może tym razem w jakieś inne góry?

Zostaw odpowiedź

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany. wymagane pola są zaznaczone *